Idiota
Idiota Wstałem z wysokiego łóżka położyłem pulchną stopę na drewnianej podłodze sypialni słyszę ciszę, głuchą ciszę ścian żółtych ścian, nikogo już nie ma promienie dnia zalewają mnie szczerą radością, a mi nie jest do śmiechu, duszę się, nagle czuję ukłucie gdzieś między górą a dołem, to chyba serce się odezwało czuję na sobie tłuste krople potu palą mnie całego niczym wrzątek ruszam! wybiegam! idę w amoku dostałem obłędu, czy to koniec koniec marzenia o życiu? dochodzę do lasu i w lesie do brzegu jeziora potrzebuję tlenu, potrzebuję świeżego powietrza nadziei, nie chcę tonąć nie chcę opaść na dno, wiem, że Ty tam... tam głęboko jesteś , w ciemnej otchłani jeziora, daleko ode mnie jest mi źle i smutno, bo chcę Cię całować całym sobą, chcę Ciebie mieć na wyłączność! Odeszłaś tak zwyczajnie ciemną nocą... Odeszłaś beze mnie robiąc krok za daleko... Odeszłaś zapominając, że Cię kocham... Odeszłaś... zostawiając swego Sługę, Idiotę...