Posty

Wyświetlanie postów z kwiecień, 2015

Kronika

Kronika Wspomnieniem wchodzisz na ten strych owiany kurzem ostrożnie stawiasz każdy swój krok... dochodzisz do drzwi. Wchodzisz do pachnącego starocią i wilgocią pokoju małego, ciemnego, obcego... podchodzisz do biurka, siadasz. Otwierasz dumnie grubą księgę niby album, niby kronika chwil wspomnień przeszłości dzieciństwa otwierasz pierwszą stronę i tak.... Widzisz to piękne, bliskie tobie zdjęcie pysznie i dumnie czeka twoja klasa, koleżanka i kolega i subtelny uśmiech pani, te czasy. Wspominasz przerwy pełne gry w gumę i strzały ślepe w bramkę i ubrudzone zieloną farbą warkocze Ani i złość pani za dwóję z testu. Minęły te lata, minęły beztroskie momenty w twoim życiu, popłynęły z delikatnym pyłkiem kurzu, niesione niesione dziecinnie w niebie wakacji. Niesione daleko do dawnej twej klasy; niesione pamięcią chwil ty stary, schorowany urągasz łzę płynie skromnie bogata w życie.

Na dnie

Na dnie I znów zachodzi piękne słońce łuną pomarańczowego atłasu ozdobionego wrzosem nocy, znów zachodzi słońce. A te ciche dniem, a głośne nocą fale dotykają czule piaskowy brzeg plaży; obmywają morską wodą spienione słońcem kamyki. Znudzone rytmem życia fale wchodziły i chowały się do ciepłej otchłani morza, by zmyć ślady zagubionych kochanków, postawione. Tu wczoraj wieczorem. Zmywają jedną delikatną jej stopę, potem drugą większą silniejszą wycierają rozbici kochankowie się rozchodzą. Znikają nicością cykliczności, znikają spokojni dumni zagubieni znikają tacy czyści i prawdziwi w potędze uczuć, morze ich porywa. Morze ich otuliło na błękicie fal przytuliło ich do siebie w uścisku miłości, by sztormem zazdrości zabić i złożyć w grobie muszli - na dnie.

Banalność

Banalność Znany każdemu ten walczyk gra wspólnie z dumnym i pełnym namiętności figur i spojrzeń tangiem.... tangiem kochanków. Szeleszczą sztywne atłasowe suknie, tiulowe spódniczki kręcą się z szafirowymi garniturami panów i tylko... kap, kap, kapie Kapie pot i perfumy Channel kapią z uśmiechami woskowych twarzy, plastikowych ruchów dzisiejszych mód – być doskonałym. I tańczą, i idą klasyczną muzyką te kukły, pajacyki i połamańce wszech naszych światów, brzydkie chude, pomarszczone istoty kultu Kultu idealnej jednostki, pięknej męskiej, rozebranej kobiecej, obcej obcej dla siebie i bliskich, bliskiej dla światowej masowości kłamstw. Tańczą machinalnie kroki jak w kursie, bez emocji i gracji, bez siebie kują poznane i wmówione im proste schematy – masa tańczy, masa rwie. I tak indywidualiści, oryginalności umierają naturalnym wykluczeniem wypaczeniem wartości i godności dla pustoty, brzydoty i kiczu - banaln

Zegar

Zegar Cyk. Cyk. Cyk. Cyka zegar na tej niegdyś białej ścianie olbrzymi, okrągły wisi dumnie odlicza mozolnie sekundy … minuty i godziny, usypia. Usypia. Usypia. Usypia cały świat gwarnie żyjący na scenie teatru życia... tętniący upałem niepokojem, biegiem za czymś nie wiadomo czym całkiem bez celu. Wybija. Wybija. Wybija on północ, i wszystko jak w bajce zastyga, zastygają rzeźby ludzi naszych czasów, posypane szczyptą kurzu historii, zasypiają – śpią. Śpią. Śpią. Śpią zmęczeni dniami zagubienie w tym wszechświecie pustych celów i dążeń, pragną bajki panowie śnią o księżniczkach, a … panie dumają skrycie o rycerzach. Marzą wspólnie o balach, kolacjach złotych komnatach, karocach, marzą o wygodzie i luksusie, marzą i marzą nagle zegar wybija już rano – wstają i patrzą – całkiem nie dowierzając … Zegar wisi. Zegar cyka. Ściana biała szarą się stała, dywan brudny przy stole, a na komodzie warstwa pyłu gdzie nasza b