Na dnie

Na dnie

I znów zachodzi piękne
słońce łuną pomarańczowego
atłasu ozdobionego wrzosem
nocy, znów zachodzi słońce.

A te ciche dniem, a głośne nocą
fale dotykają czule piaskowy
brzeg plaży; obmywają morską
wodą spienione słońcem kamyki.

Znudzone rytmem życia fale
wchodziły i chowały się do ciepłej
otchłani morza, by zmyć ślady
zagubionych kochanków, postawione.

Tu wczoraj wieczorem. Zmywają
jedną delikatną jej stopę, potem
drugą większą silniejszą wycierają
rozbici kochankowie się rozchodzą.

Znikają nicością cykliczności,
znikają spokojni dumni zagubieni
znikają tacy czyści i prawdziwi
w potędze uczuć, morze ich porywa.

Morze ich otuliło na błękicie fal
przytuliło ich do siebie w uścisku
miłości, by sztormem zazdrości
zabić i złożyć w grobie muszli - na dnie.

Komentarze

  1. szkoda, że taki jest koniec tej historii, ale pomyslmy- jak cudownie było przed tym końcem, jakie szczęscie poczuli... czy to nie pewne wynagrodzenie?

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Pamięć

Przywróć

Cztery ściany