Święta

Święta

Leżę na pościelonym biało
łóżku, przykryty czystą kołdrą
zasłonięty od zimna nocy....
próbuję zasnąć... ciągle mi obco.

Ciągle mimowolnie szukam
ciepła twego ciała... szukam Cię
szukam oddechu, spokoju dusz
zimno, obco, nijako.... tęsknię.

Wstaję. Zakładam podarte sandały.
Wychodzę na zaśnieżony kamienny
balkon. Cisza. Ciemność nieba.
Gwiazdy. Sosny, świerki, wilki i ja.

Wtapiam swą gorącą stopę w
mróz pokrywy śniegu... idę, idę
idę do balustrady, idę patrzeć w
świat... idę szukać iskry Nadziei.

Chłód. Północy wiatr otula mój
czerwony, pyszny szlafrok, wije
wije się nieszczęśliwie wstęga...
wypuszczam ją wolną, odfrunęła.

Czerwona unosi się do nieba...
unosi się tam do cekinowego gromu
ogromu jasności cichej nocy, cisza.
Tańczy spokojnie, się uśmiecha....

Tak... Uśmiecha się – to ona, chodź
chodź do mnie, dawno Cię w
domu nie było... ogrzej się razem
ze mną przy kominku żaru serc...

Wstęga znika... znika ostatnia droga
droga na mapie życia, że kiedyś, że
kiedyś Cię odnajdę w grudniową noc
wtedy kiedy wyszłaś i zabrałaś mi święta.

Zabrałaś mi magiczne święte święta
dom, dzieci, szczęście, rodzinę... by
samą zamrożoną uczuciami wyrzucił
Bóg - na drogę ku - bramie końca....


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Pamięć

Przywróć

Cztery ściany