Syn M.
Syn M.
Cicha i spokojna, obca okolica
śpiąca jeszcze słodkim snem
zaspana, uwolniona od rytmu dnia
zastygnięta w promieniach księżyca.
Otulona kołdrą harmonii życia
przykryta pierzem szczęścia, przytula
się do poduszek odtrutych od zła
wdycha powietrze czyste od cierpienia.
Małe miasteczko z rzędem czerwonych
dachów; białych murów; zielonych
parków... w świetle lamp mieni się
i...
błyszczy z zapachem wczesnej rosy.
Idziesz po brzuchatych kamieniami
uliczkach, maszerujesz delikatnie
by swą obcością i wstydem nikogo
nie zbudzić... pomalutku do celu...
Zakrywasz opaloną i wyschniętą od
polnego wiatru twarz zielonym
kapeluszem... chronisz się przed
wzrokiem gapiów i plotkarek...wracasz.
Wraca do rodzinnych stron On... co
majątek ludzkich serc zatracił na
swoje
przyjemności cielesne, odbierając
kromkę chleba ojcu i matce...
pijaczyna.
Przepił, przehulał worki złota,
monet
wysprzedał całe rodzinne pałace, by
żyć ponad pyszny i próżny,
zazdrości
stan... nie zważał na śmierć
bliskich.
Wrócił ten Syn Marnotrawny... smutny
prawie nagi; osierocony ze szczęścia
pełen goryczy i złości... idzie do
domu
wierzy w ich pomoc, odpuszczenie...
Już wchodzi do małej kuchennej
izdebki
już ma wołać na powitanie ojca i
matki
już zasiada do obiadu, czuje się w
raju
a tu w progu obca, dziwna kobieta....
Przeciera porcelanowe talerze, myje
spogląda na mężczyznę... poznaje go
niania poznaje swoje synka... upada
i mówi... wracaj skąd przyszedł –
tu nie ma nic.
biedaczysko, a może nie? Może zasłużył? Z drugiej strony druga szansa naprawdę jest ważna- ludzie popełniają błędy i to wiele. Czasem pod rząd, czasem rozdrobnione, jednak nikt nie policzy ich wszystkich
OdpowiedzUsuń