Pałacyk
Pałacyk
Na tym jasnym, zielony wzgórzu
zarośniętym tajemniczym lasem
pachnącym otaczającymi go łąkami
wznosi się zgrabnie, stary pałac.
Malutki budyneczek, z wieżyczką
z drewnianymi okiennicami, oknami
z czerwoną – mozolnie, długo
kładzioną
dachówką... z białym gankiem....
pałacyk.
Prostokątna nijaka w sumie bryła
skrywa moc kurzącej się jeszcze
historii
historii zapomnianego już rodu...
historii zapomnianych wielkich
kochanków.
Mury solidnie stojące, obrosły
zielonym
bluszczem... zamknięte na kłódkę
sekretu
zamknięte na tysiące zamków ciszy
wiecznej samotni dla obcych oddechów.
W tym pałacyku przy blasku księżyca
w mrocznym pokoiku trzymali się
za ręce niby wiecznie w sobie
zakochani
ona piękna, on inteligentny – razem.
Razem po porannej rosie spacerowali
wąchali bujne krzewy róż, skąpani
w deszczu miłości i szczęścia...
razem
nie znali jeszcze wtedy przyszłości.
A ta przyszła szybko jak letnia burza
piorunem niszcząc drogi i mosty
topiąc nadzieje na marzenia, zalewając
pocałunki, westchnięcia... objęcia.
Pogrążyła kochanków w rozpaczy
w smutku cierpienia i bólu... bo on
kochał inną... pragnął jej ciała,
życia...
porwał się w nieznane – swą
śmiercią.
Ona w melancholii dnia rzuciła się
w otchłań morskiej głębi – nie
zniosła
pustego pokoju, łóżka... całego
życia
- została tylko ruina... tego
pałacyku.
Biedni ludzie, obydwoje. Ona-umarła przez niego, on- na wieki zostawiony z myślą, ze to przez niego, ktora z pewnością potrafiła mocno zniszczyć go od środka. I ktora strona ma gorzej?
OdpowiedzUsuńŚliczny wiersz, z początkiem o pałacyku brzmi swietnie ;)
Zgadzam się z moją poprzedniczką, świetny wiersz
OdpowiedzUsuń